Ograniczenie albo zawieszenie działalności wielu zakładów w związku z pandemią koronawirusa sprawiło, że drastycznie spadło zapotrzebowanie na energię elektryczną. To oznacza, że zmniejszył się również popyt na węgiel. Rzeczywiście tak jest w przypadku węgla energetycznego, ale już nie do końca, jeśli chodzi o węgiel koksowy. Zamrożenie życia i zamknięcie dużej części gospodarki sprawiły, że globalnie zużywamy mniej prądu.
Co prawda wzrosło zapotrzebowanie gospodarstw domowych na energię elektryczną – zamknięci w mieszkaniach ludzie zużywają więcej prądu, również dlatego, że część z nich do domów „zabrała” pracę. Jednak w całym „torcie” zapotrzebowania na prąd nie są oni największym konsumentem. Udział domów i mieszkań w zużyciu energii to jedynie 18 proc. (dane GUS za 2018 r.).
Głównymi konsumentami energii są przemysł i budownictwo (35 proc. ogółu) oraz pozostałe branże, wśród których jest m.in. handel i usługi (28 proc.). Nie ma się więc co dziwić, że po zatrzymaniu linii produkcyjnych w branży motoryzacyjnej, ograniczeniu działalności centrów handlowych i marketów z produkcją energii musiały również zwolnić elektrownie. Wg różnych szacunków zapotrzebowanie na energię elektryczną, licząc od początku marca br., spadło o ok. 15-20 proc.
To szybko odczuli producenci węgla. „Podobnie, jak spółki energetyczne, obserwujemy spadek zużycia energii elektrycznej związany z wprowadzeniem niezbędnych ograniczeń chroniących przed rozpowszechnianiem się koronawirusa, a przez to spadek zamówień ze strony energetyki zawodowej na poziomie ok. 20 proc.” – poinformowali przedstawiciele Polskiej Grupy Górniczej.
Nieco lepsza wydaje się być sytuacja z popytem na węgiel koksowy, którego największym producentem w Europie jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Odbiorcą węgla koksowego są koksownie, a finalnie huty stali. Jak na początku kwietnia mówił w rozmowie z portalem WysokieNapięcie.pl Stefan Dzienniak z ArcelorMittal Polska, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, w tej branży załamania na razie nie widać.
Źródło: nettg.pl